piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 8

Newton.
Linsey zrobiła wszystkim śniadanie. Jak zwykle podała je do stołu w wielkiej jadalni. Tego dnia brakowało przy stole pięciu osób i śniadanie wydawało się być nudne. Larry nie miał ochoty na swoją ulubioną zupę mleczną, było to widać. Bawił się łyżką w talerzu po czym poszedł zrobić poranny obchód. Kilkakrotnie wracał się do bramy i sprawdzał czy nie jedzie żaden samochód.
Linsey wszystko tego dnia robiła jakoś wolniej albo po prostu jej się tak wydawało. Brakowało tylko Roxtonne'ów i Cartera, a dom sprawiał wrażenie całkowicie pustego. Nawet Rex, wierny przyjaciel Larry'ego nie umiał znaleźć sobie miejsca. Z Hoboken do tej pory nie przyszły żadne wieści na temat Roxtonne'ów.
Hoboken.
- Nazywam się John Messer. Operowałem pani męża, a twojego tatę. - Zwrócił się do Izzy, która nawet tego nie zauważyła. - Niestety nastąpiły drobne komplikacje...
- Jakie ?! - Przerwała mu dziewczyna ze łzami w oczach. - Jakie znowu komplikacje ? Mamo o czym on mówi?
- Spokojnie. Pierwsza doba będzie decydująca. Mogą panie do niego wejść, ale pojedynczo. - Wyjaśnił lekarz. Mówił tak niskim i zimnym głosem, że Izzy odniosła wrażenie, że jest mu to zupełnie obojętne.

Wszyscy czekali na korytarzu na Izz, kiedy wyszła od mamy domyślili się co mógł powiedzieć lekarz. Wszyscy zaczęli pocieszać Izzy. Mówić, że na pewno będzie dobrze, że jej tata z tego wyjdzie.
Sean zaproponował, żeby poinformować Davida. On jeden nie wiedział co tak na prawdę się stało.
Wsiedli w samochód i pojechali do domu Cass. Kiedy zaparkowali u Ravel'ów pod domem David właśnie otwierał drzwi. Wysiedli.
Kiedy już wszyscy siedzieli w salonie, popijając herbatę i kawę do Izzy zadzwonił telefon. Sean stwierdził, że musi iść do domu. Carter i David siedzieli sami na przeciwko siebie.
- Wiesz, brachu. - Zaczął David. - Zazdroszczę Ci.
- Czego? - Roześmiał się Carter.
- Tego, że ty masz ją codziennie dla siebie...
- Dla siebie? Co masz na myśli? - Carter nie krył zdziwienia, choć domyślał się, że chodzi o Izzy.
- No wiesz.. Izz jest bardzo ładna i mądra... - Tłumaczył David.
- Tak, jest na prawdę śliczną i inteligentną dziewczyną. - Potwierdził Carter.
- Pewnie ci się podoba. - Stwierdził ponuro David.
Carter mało co nie zachłysną się herbatą.
- Co?! - Roześmiał się Carter. - Tak, człowieku, Izzy jest ładna. Nawet bardzo ładna, ale to nie mój gust. - Wytłumaczył mu stanowczo.
- Chyba nie rozumiem.
- Jestem gejem. Nie ma co rozumieć. - Wyjaśnił Carter. - Izzy jest bardzo ładną i mądrą dziewczyną, ale jest dziewczyną...
- Hahaha chyba już rozumiem. - Powiedział David, wyciągając rękę w stronę Cartera. - Mam nadzieję, że ja ci się nie podobam. - Zażartował.
- Oczywiście, że mi się podobasz. Takie ciacho, że mrraauuu. - Również żartował Carter.
Jego największą zaletą był dystans do siebie. Był inny, ale umiał się z tym pogodzić i co ważniejsze - umiał z tego żartować. Carter nawet jeśli go ktoś obrażał, obracał to w żart. Nie miał żadnych problemów związanych z tym, kim jest. Poza odrzuceniem ze strony ludzi nic gorszego nie mogło go spotkać.

Kiedy Izzy skończyła rozmawiać przez telefon, chłopaki rozgadali się na dobre. Dziewczynę nawet trochę to zdziwiło. Odkąd wyszło na jaw, że David zakochał się w Izzy był o nią chorobliwie zazdrosny. Zupełnie tak, jakby byli parą. Usiadła z nimi przy stole i przypomniała sobie, że w Newton wszyscy czekają na jakieś wiadomości. Zasugerowała Carterowi, żeby zadzwonił do Linsey i o wszystkim jej powiedział. Chłopak od razu zrozumiał sugestię dziewczyny, wstał, wziął telefon i wykręcił numer. Izzy nieco już spokojniejsza o zdrowie swojego ojca oglądała ulubiony serial.

W między czasie David pościelił im łóżka w pokojach gościnnych. Izzy zasnęła od razu. Carterowi widocznie nie odpowiadało nowe miejsce, całą noc przewracał się z boku na bok. Rozglądał się po pomalowanych na zielono ścianach gościnnego pokoju. Chłopak widział już cały dom Ravel'ów pokoje w których spali on i Izzy niewiele różniły się od sypialni, w których spali Cass i Dave. Carter zasną dopiero nad ranem.
Następnego dnia jako pierwsza obudziła się Izzy. Weszła do kuchni, jeszcze nikogo w niej nie było, postanowiła się ubrać, a następnie zrobić śniadanie. Kiedy wróciła do pokoju usiadła na łóżku zaczęła wybierać ubranie. W tym czasie Carter i David postanowili przygotować śniadanie. Kiedy dziewczyna ponownie wróciła do kuchni na jej twarzy od razu malował się uśmiech. Dwóch chłopaków w samych bokserkach smażyło dla niej naleśniki. Carter powiedział, żeby usiadła i podał dwa pierwsze naleśniki. David polał je sosen klonowym i bitą śmietaną.
- Musisz zjeść porządne śniadanie. - Powiedzieli niemal równocześnie. - Za raz po śniadaniu jedziemy do szpitala. - Dokończył David.
Chłopak był bardzo bezpośredni. To różniło go od Cartera, David mówił to, co myślał. Carter ważył słowa i uważał na to, co mówi. Przynajmniej jeśli chodziło o Izzy.
Po przepysznym śniadaniu Izzy pozmywała naczynia, a chłopaki ubrali się i ogarnęli. Kiedy zeszli z góry wyglądali prawie jak bracia. Izzy wciąż była zdumiona, że tak łatwo się dogadali. Kilka minut później byli już w szpitalu.
Izzy weszła do sali, w której leżała Roxie i Melanie. Teraz było tam też trzecie łóżko, na którym leżał ich ojciec. Był już przytomny, jednak wciąż słaby. Kardiomonitor rejestrował pracę jego serca. Izzy przywitała się z nimi i usiadła na krześle.
- Lekarze mówią, że ja i Roxie wyjdziemy jutro. Tata będzie musiał zostać tutaj jeszcze kilka tygodni. Jego stan jest wciąż niestabilny. Dusił się w nocy, ma problemy z oddychaniem i połamane kości. - Poinformowała mama.
- Nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać. - Powiedziała Izzy.
- Raczej cieszyć. W wypadku nikt nie zginął, ale kierowca tira i motocyklista będą mieli sprawę w sądzie, jechali niezgodnie z przepisami. - Melanie nie była zadowolona. - Będziemy musieli zeznawać..
- Wiem mamo. Mówili w telewizji o tym wypadku. Autostrada była zamknięta. Jechaliśmy przez okoliczne miejscowości. Dwie godziny dłużej niż powinniśmy.
- Najważniejsze, że przyjechaliście cali i zdrowi. Nieważne jak długo jechaliście.
- Tak mamo, gdyby nie to, że Sean z Cass po nas przyjechali i gdyby nie mój sen, nawet byśmy nie wiedzieli... - Izzy uświadomiła sobie co powiedziała dopiero po fakcie.
- Jaki sen słonko ? - Zaciekawiła się mama.
- No taki zwyczajny sen... - Tłumaczyła Izzy. - Nic takiego.
- Izzy. - Mama zgromiła ją wzrokiem.
- Śnił mi się ten wypadek... - Powiedziała Izzy.
- Oj, kochanie... - Melanie ją przytuliła. Kobieta nie do końca rozumiała o co tak na prawdę chodzi. Nie wiedziała, że to, co się stało, jak i to, co miało się stać, jest bardzo związane ze snami jej córki. Izzy posiadała niezwykle rzadki dar przewidywania. Dlatego zawsze udawało jej się unikać kłopotów. Można powiedzieć, że był to szósty zmysł. Być może wydaje się, że jest to coś niezwykłego i przydatnego. Jednak czy na pewno ?