piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 3

- David?! - Z dołu dobiegały krzyki kobiety. - Do cholery David otwórz te drzwi!
Chłopak leniwie zwlókł się z łóżka. Zszedł na dół. Drzwi otworzył w samych bokserkach, ale specjalnie mu to nie przeszkadzało. W drzwiach stała ciotka Hana z czerwoną walizką na kółkach.
- Stoję pod drzwiami prawie od godziny. - Powiedziała poirytowana kobieta. - Co ty robiłeś?
- Spałem. - Odparł półprzytomny. - Lepszej pory na odwiedziny nie mogłaś sobie znaleźć? - Spytał przecierając oczy.
- Widzę. - Hana zmierzyła go wzrokiem z góry na dół. - Następny autobus miałabym dopiero o 20, a chciałam być u ciebie jak najwcześniej.- Poinformowała go ciotka.
- Yhym... - Mruknął. David wątpił w to, że nie ma żadnego innego autobusu, jednak nie odezwał się. - Wracam do łóżka, jest ósma rano. - Oznajmił chłopak, będąc już na schodach. 
- Dobrze idź. - Odpowiedziała Hana, nerwowo rozpakowując torbę. 
David wrócił do łóżka, jednak nie mógł zasnąć. Wciąż pamiętał słowa ojca Żegnaj synu... Chciał mnie tym nastraszyć? - Pomyślał przez chwilę chłopak. - On się tak nigdy nie zachowywał...
Rozmyślanie na temat słów ojca, które usłyszał przez telefon zajęło mu niemalże dwie godziny. W tym czasie Hana przygotowała obiad. Zawołała chłopaka, ale ten nie zjadł obiadu i bez słowa wyjaśnienia wyszedł z domu. Hanę zdziwiło zachowanie siostrzeńca. Nigdy jej nie ignorował, ani nie wychodził, bez podania przyczyny. 
David nie wziął samochodu, poszedł gdzieś na piechotę. 
Po prawie godzinie spacerowania po mieście dotarł pod dom Izzy. 
W domu Roxtone'ów rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, otworzyła Melanie. 
- Dzień dobry. - Przywitał się David. - Czy zastałem Izz? - Spytał, unosząc brwi.
- Dzień dobry. - Odpowiedziała łagodnym głosem kobieta. - Jest u siebie. Wejdź.
Otworzyła szerzej drzwi. David wszedł do środka i ściągnął buty, odwiesił kutrkę na wieszak i poszedł na górę do pokoku przyjaciółki.
- Cześć śliczna. - Powiedział wchodząc do środka.
- Cześć David- dziewczyna uśmiechnęła się do chłopaka, podnosząc wzrok ponad komputer.
- Słuchaj, może to nie jest dobry moment, ale mam problem i chciałem pogadać... - Powiedział nie do końca pewny, czy może z nią o tym porozmawiać.
- Co się stało? - Spytała zatroskana, odkładając laptop na bok.
- Rozmawiałem wczoraj wieczorem z tatą... - Poczuł ukłucie w sercu. -  Powiedział "żegnaj synu", ja wiem, że może Ci się to wydawać dziwne, ale ostatni raz usłyszałem "zegnaj" z jego ust na pogrzebie mamy... - Davidowi z oczu poleciały łzy.
- Ej, wszystko w porządku? - Izzy nigdy nie była w takiej sytuacji i nie widziała co powiedzieć Davidowi, żeby nie sprawić mu przykrości. 
- Tak, tylko... boję się, że ojca też stracę... - David wytarł oczy podaną przez Izzy chusteczką.
- Ej, będzie dobrze. Nic mu nie będzie. - Izzy zapewniała Davida.
- Wiem o tym, ale jednak gdzieś tam  w środku się o niego boję... - Odparł.
- Spokojnie. - Przytuliła go.
Rozmawiali ze sobą kilka godzin. Izzy wysłuchała go i starała się pocieszyć na wszystkie możliwe sposoby. David wyszedł od niej dopiero późnym wieczorem.  Nie miał samochodu, więc był zmuszony iść pieszo. Izzy co chwilę pisała do niego sms-y z pytaniami jak jest daleko i czy wszystko w porządku.
Kiedy dotarł do domu, Hana kończyła robić kolację. Chłopak dopiero w tej chwili uświadomił sobie, że od rana nic nie jadł. Kanapki przygotowane przez ciotkę zniknęły błyskawicznie. Podczas kolacji Hana uważnie przyglądała się siostrzeńcowi. W końcu spytała:
- Co cię tak martwi? 
- Nic. - Odparł David, wpychając do buzi ostatnią kanapkę.
- Przecież widzę. Znam cię od zawsze, co jest? - Ciotka próbowała wyciągnąć cokolwiek z Davida.
- Serio nic. - Zapewniał chłopak.
- David. - Upomniała go ciotka. - Mnie nie oszukasz.
- Ale serio wszystko jest okey. - Skłamał. - Nie musisz się martwić. 
- No dobrze. - Hana odpuściła, ale to wcale nie oznaczało końca.
Po kolacji David wziął prysznic, a Hana zajęła się sprzątaniem po posiłku. Przez resztę wieczoru chłopak nie odezwał się do niej słowem. Poszedł do swojego pokoju i zasnął.
Kolejne dni wyglądały podobnie. Nie rozmawiał z Haną prawie wcale i większość czasu bywał poza domem. Kobieta nie rozumiała jego zachowania, jednak nie zwróciła mu uwagi. Po dwóch tygodniach wyjechała. Do domu wróciła Cassandra. 
Izzy nadal się do niej nie odzywała. Dziewczyna powoli zapominała o tamtej nocy i zdawało się być z dnia na dzień co raz bardziej szczęśliwa. Znalazła oparcie w Davidzie. To dzięki niemu zapomniała o tym co się wtedy stało. Stał się jej przyjacielem.
Po powrocie Cass nie wiele się zmieniło.
Sean dołączył do klasy Davida i wszystko zdawało się powoli układać. Cassandra poznała chłopaka, z którym spędzała każdą wolną chwilę, a Alex wyjechał za granicę.
Tak skończył się październik.
Następne kilka miesięcy dla wszystkich były rutyną. W tygodniu szkoła i lekcje, w weekendy wyjścia ze znajomymi na miasto. 
Cass zawsze szukała okazji, żeby porozmawiać z Izzy, ale ta starała się jej unikać. Cassie chciała pogodzić się z nią, ale ta ciągle miała jej za złe, że prosiła Alex'a o to, żeby się z nią przespał. Jednak nie była już tak bardzo zła na Cass, w pewnych chwilach robiło jej się zwyczajnie żal koleżanki. Ale wybaczenie jej i zapomnienie o sprawie było dla Izzy wciąż jeszcze zbyt trudne. Może dlatego, że nie znała całej prawdy? A może dlatego, że najgorsze miało dopiero nadejść...
W końcu nastał czerwiec. Izzy, Sean i David byli już bardzo dobrymi przyjaciółmi i wiedzieli o sobie prawie wszystko. Ufali sobie nawzajem i to było dla nich najważniejsze.
Na zakończenie roku szkolnego wszyscy czekali z niecierpliwością.
Izzy szykowała się na tą uroczystość już dwa dni wcześniej. Gdyby nie  to, że Cass tak się zachowała, pewnie pomagałaby mi teraz wybierać ubranie... - Myślała Izzy. - Czasem żałuję, że jej przy mnie nie ma... Była dla mnie jak siostra. Obie za sobą tęskniły, ale Izzy wciąż czuła ból. Ona nigdy by się tak nie zachowała, nawet gdyby Cass nie miała żadnych znajomych. Bądź co bądź plan Cass wypalił, Izzy znalazła przyjaciół, ale czy taka przyjaźń nie będzie działała na jej niekorzyść?
W dniu zakończenia David przyjechał po dziewczynę pod dom. Kiedy podjechali pod szkołę jego nowym mercedesem wszystkie oczy były zwrócone na nich. Z samochodu wysiedli we czwórkę Izzy, David, Cass oraz Sean. Byli głównym tematem rozmów. Cassandrze było to jak najbardziej na rękę. Była w centrum uwagi, lubiła to. Izzy z kolei czuła się skrępowana, lecz starała się nie dać nic po sobie poznać. Dotrwali tak do dziesiątej, a następnie wszyscy rozeszli się do domów. Rok szkolny oficjalnie uznano za zamknięty.
Popołudniu przyjaciele spotkali się na ognisku u Seana za domem. Wieczór zapowiadał się bardzo ciekawie. Na prośbę Izzy nie było alkoholu. Dziewczyna chciała się bawić, a nie upijać. Pomysł spodobał się wszystkim, przyszło nawet kilka innych osób ze szkoły. Zabrakło tylko Cassie. Tego wieczoru była ze swoim, o cztery lata starszym, chłopakiem.
Pierwszy dzień wakacji dla wszystkich był udany. Zostało im tylko kolejne dwa miesiące i żadnych konkretnych planów. W te wakacje miało się dużo wydarzyć...
Następnego dnia chłopcy już o 10 byli pod domem Izz. Dziewczyna otworzyła im w piżamie. Nie było to dla nich dużym zaskoczeniem, bo poprzedniego wieczoru została u Seana pomóc mu posprzątać po ognisku.
Izzy była sama w domu. Babcia z Roxie pojechały na kilka tygodni do ciotki, a rodzice byli w pracy. Dziewczyna wpuściła ich do środka.
- Chyba się nie wyspałaś. - Stwierdził Sean patrząc na nieogarniętą Izzy.
- Troszkę. - Odparła. - Ale to było warte wczorajszego wieczoru. - Uśmiechnęła się do chłopaka.
- Zdecydowanie. - Potwierdził David.
- Co dziś robimy? - Spytała gotowa na szalone pomysły kolegów.
- Szczerze mówiąc nie mam na nic siły. - Oznajmił David.
- Ja też. - Dodał Sean.
- W takim razie robimy maraton filmów! - Wykrzyknęła dziewczyna.
Chłopcy uradowani pomysłem dziewczyny pojechali do wypożyczalni płyt DVD. W między czasie Izzy poszła wziąć prysznic.
- Jak myślisz, co jej się spodoba? - Spytał Sean trzymając w ręku dwie płyty.
- Myślę, że to. - Odparł David wskazując pierwszą płytę w czerwonej okładce. - To jej ulubiony, zawsze jak oglądały filmy z moją siostrą, kazały mi wypożyczać ten.
- Okey. W takim razie bierzemy ten. - Powiedział chłopak odkładając na półkę drugą płytę. - Weźmiemy jeszcze to i... może to? - Wskazał na półkę z filmami akcji.
- W porządku. - Zgodził się David.
- Okey idziemy.
Po drodze do domu Izzy kupili jeszcze popcorn, napoje i lody. Kiedy przyjechali dziewczyna już na nich czekała.
Na stole stały szklanki i miska na popcorn. Włączyli pierwszy film. Horror.
Izzy uwielbiała takie filmy. Lubiła się bać. Teraz nie miała czego, było przy niej dwóch silnych chłopców, którzy zrobiliby dla niej wszystko. Była tak wciągnięta oglądaniem filmu, że nawet nie zauważyła jak Davidowi zaczął dzwonić telefon. Chłopak wyszedł z pokoju. Przez grający telewizor było słychać tylko fragmenty rozmowy.
- Słucham?! - Krzyknął w końcu David do słuchawki.
Izzy zatrzymała film.
- Co się stało? - Spytała zmartwiona.
- Ojciec przyjechał... - Odparł podenerwowany chłopak, szukając koszulki.
- To chyba dobrze... - Powiedziała Izz.
- No nie do końca. - Davidowi złamał się głos. - Przywiózł złe wieści...
- Może pójdziemy z tobą stary? - Zaproponował Sean siedząc jak na szpilkach.
- Nie trzeba. To mój problem. - Odparł David.
- No dobrze. - Odpuściła mu Izzy. - Skoro chcesz..
David pojechał do domu. Izzy została sama z Seanem.
Dziewczyna siedziała przytulona do chłopaka. Obejrzeli film do końca. Potem następny i jeszcze jeden. David się nie odzywał. Nie pisał ani nie dzwonił. Izzy bardzo się tym przejmowała. Wiedziała jakie były jego stosunki z ojcem. Wiedziała też, że jego uczucia były mieszane. Mam nadzieję, że to nic poważnego. David bardzo bał się, że straci ojca. Poza nim nie ma już nikogo tylko Cass... W sumie to jej też nie ma... - Rozmyślała Izz.
Seanowi też nie było to obojętne. Martwił się o kolegę tak samo jak Izzy. Ale nie dawał nic po sobie poznać. Do wieczora siedzieli u niej w domu. Wciąż trzymali w dłoniach telefony, jakby czekali na wieści od Davida. Jednak nic. Nawet Cass się nie odzywała. Oglądali telewizję, rozmawiali. W końcu zadzwonił telefon stacjonarny. Izzy pobiegła do salonu, by odebrać, Sean ściszył telewizor. Po krótkiej rozmowie Izzy ze łzami w oczach oznajmiła Seanowi, że tata Davida nie żyje. Chłopak wstał i przytulił ją. Ale to nie ona była w tym momencie ważna. Liczyli się David i Cass. Dziewczyna bała się o nich. Sean miał dzwonić do Cass, a Izzy do Davida. Żadne z nich nie odbierało. Do domu wrócili rodzice Izzy. Dziewczyna opowiedziała im co się stało. Byli zaniepokojeni śmiercią pana Ravela. Chcieli dowiedzieć się więcej. Jednak było zbyt późno, żeby gdziekolwiek zdzwonić. W tej chwili odezwał się telefon Izzy. To Cass. Dziewczyna odebrała.
- Izzy? - Usłyszała w słuchawce niski, męski głos.
- Tak, o co chodzi? - Odpowiedziała zdziwiona. 
- Nazywam się Jeremi. Jestem chłopakiem Cass. Chyba mamy problem z Cassie. - Poinformował mężczyzna.
- Co się stało? - Spytała zaniepokojona.
- Nie jestem pewien. Jest nieprzytomna, ale dokładnie nie wiem co im jest, dopiero przyszedłem. - W jego głosie słychać było panikę.
- Gdzie jesteś? - Spytała niemal płacząc.
- Na starym osiedlu. Dasz radę przyjechać? - Teraz już wyraźnie panikował.
- Co wy tam robiliście? - Zapytała dziewczyna. Właściwie sama nie wiedziała dlaczego o to spytała.
- My... chcieliśmy... yyy... - Chłopak zaczął się tłumaczyć. - Nieważne. Zadzwonił telefon odebrała i była na maksa wkurzona. Potem kazała mi iść po fajki, a jak wróciłem już tak leżała.
- Już jedziemy.
Za raz po tym jak się rozłączyła, powiedziała o wszystkim rodzicom i Seanowi.
Kiedy Izzy z rodzicami i Seanem dojechali na miejsce, była tam już policja i pogotowie. Właśnie wnosili Cass na noszach do karetki.
- Co jej jest? - Spytała matka Izzy lekarza.
- Jeszcze nie wiemy, prawdopodbnie coś wzięła. - Odparł mężczyzna zamykając drzwi karetki.
Melanie Roxtone stała chwilę, patrząc jak karetka odwozi przyjaciółkę jej córki do szpitala. Zrobiło jej się żal dziewczyny.
- Widział ktoś z was Davida? - Zapytała Izzy.
- Dalej nie odbiera? - Sean chwycił telefon.
- Nie... - Odparła Izzy. - Poczta głosowa. Może powinniśmy do niego pojechać... -Zaproponowała.
- Dobry pomysł. - Odparł Sean.
Państwo Roxtone pojechali do szpitala. Izzy i Sean do domu Ravel'ów.
Zaczęli pukać do drzwi. Otworzył im pijany David. 
- Cześć Izzy... - Wybełkotał. - Cześć Sean.
- Boże David... - Izzy złapała chłopaka zanim uderzył głową o półkę.
- Wejdźcie. - Zaprosił ich pijany chłopak. - Zapraszam.
Teraz Izzy wiedziała, dlaczego David nie odbierał telefonu. Dziewczyna nie lubiła, kiedy David pił. Nie chcąc martwić dziewczyny, zwyczajnie nie odebrał telefonu.
- Ja wiem Izzy... - Zaczął David. - że nie jestem najlepszy. Zawodzę, wiem... - Z oczu popłynęły mu łzy, jednak nie przestawał mówić. - Ale kocham cię mała. Kocham cię od zawsze. Podobasz mi się od zawsze i jesteś dla mnie od zawsze najważniejsza...
Izz zaskoczona wyznaniami chłopaka nie wiedziała co robić, ani mówić. Sean widząc zakłopotanie dziewczyny. Wziął Davida pod pachę.
- Chodź. - Powiedział Sean do pijanego przyjaciela. - Idziemy się położyć.
- Przepraszam cię Izzy. - Odwrócił się David do dziewczyny.
- Nie masz za co David.. - Zapewniła Izzy.
- Zakochałem się w tobie, to jest powód. Jestem głupi. Tracę wszystkich, na których mi zależy... - Pijany chłopak wyrwał się Seanowi i pocałował Izzy w policzek.
- Dobranoc David. - Powiedziała, odpychając od siebie chłopaka.
- Dobranoc... - Odparł załamany.
Po kilkunastu minutach David zasnął, Sean wrócił do salonu, gdzie siedziała Izzy pijąc sok.
- Wszystko okey? - Zapytał siadając obok niej.
- Tak w porządku. - Odparła próbując się uśmiechnąć. - Idźmy stąd już...
- Dobrze chodź. - Odparł chłopak.
Było około 22 szli na piechotę do domu Izzy. Dziewczyna myślała nad słowami Davida. Był pijany, nie wiedział co mówi. Tłumaczyła sobie. Z drugiej strony słowa pijanych to myśli trzeźwych. Ciekawe ile razy próbował mi to powiedzieć. Nie odezwała się do Seana przez całą drogę do domu. Rzuciła mu tylko szybkie "dobranoc" zamykając za sobą drzwi. Tej nocy nie zasnęła. Zastanawiała się jak bardzo cierpiał David i co wzięła Cassandra. Martwili ją oboje, chociaż temat jej przyjaźni z Cass uważała za zamknięty. Zastanawiało ją co wzięła Cassie i skąd to miała. A co jeśli to wina Jeremiego? Rozmyślała. Co jeśli to on jej coś dał, a potem spanikował? Do rana ułożyła sobie w głowie jeszcze kilka innych wersji wydarzeń. Jedno było pewne, ojciec jej przyjaciół nie żył. Zmarł bez przyczyny. Przecież nic nie dzieje się bez przyczyny. Jutro będzie pogrzeb. Wszystkiego się dowiem.
Pogrzeb odbył się następnego dnia w południe. 
David nie pamiętał rozmowy z Izzy. Nie pamiętał nic z poprzedniego wieczoru, tak jakby ktoś wynazał mu pamięć. Może to i dobrze - Pomyślała Izzy. Mogę udawać, że nic się wczoraj nie stało. Dzień był chłodny jak na początek lipca, zanosiło się na deszcz. 
Kiedy Izzy weszła do kościoła trumna już tam stała. Wszystkie ławki były zajęte, David i Cass siedzieli przy trumnie. Trumna była dębowa, jasna. Była zamknięta. Na jej wieku oprócz imienia i nazwiska znajdowała się dopiska "Niech spoczywa w pokoju wiecznym". Zastanawiała się czy David tak chciał, aby była zamknięta, czy z ciałem Roberta Ravela coś było nie tak... Pod kościołem stała karetka, a przy Cass stał sanitariusz. Lekarze jeszcze nie wiedzieli co jej jest, ale nalegała by być na pogrzebie ojca. David na chwilę się odwrócił, był zapłakany. Dostrzegł w tłumie Izzy. Wydawała mu się piękniejsza niż zwykle, ale skarcił siebie za to w myślach. Głupio mu było myśleć o urodzie Izzy podczas pogrzebu ojca. W jego głowie kotłowały się myśli. Z jednej strony nienawidził ojca, z drugiej nie miał nikogo innego. Płakał, ale tak na prawdę sam nie wiedział, czy z powodu ojca, czy przypomniał mu się pogrzeb matki. Miewał czasami takie sny. Dokładnie nie pamiętał jej pogrzebu, ale śniły mu się jego fragmenty. Bolało go to tym bardziej, że stał nad trumną ojca.
Msza trwała godzinę, następnie przewieziono zwłoki na cmentarz i tam pochowano. Obok żony. Na pomniku wyryto datę śmierci i urodzin. David nie był długo na cmentarzu, nie chciał też przyjmować kondolencji. Znalazł w końcu Izzy.
- Hej. - Przywitał się.
- Przykro mi... - Odpowiedziała.
- Umarł. Bywa. - Odpowiedział, jakby nie robiło mu to żadnej różnicy.
Izzy zszokowana przytuliła go. Ale tym razem wiedziała co chłopak do niej czuje. Trochę się tego bała...
Nie poszła na stypę. Davida też tam nie było, karetka zawiozła Cass do szpitala. Chłopak odprowadził Izzy do domu. 
Dziewczyna udawała, że nic się nie wydarzyło, że David się nie upił i nie powiedział jej co do niej czuje. 




wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 2

Cały następny dzień David chodził po mieście. Kilka razy był pod domem Izzy, ale nie odważył się wejść i o wszystkim jej opowiedzieć. Bał się tego.. Cholera! Dlaczego Cass jest taka głupia? Rozmyślał paląc papierosa. Co jej uderzyło do głowy? Co ona sobie myślała, przecież wie jak jest...
W tym samym czasie, dom Izzy: 
- Izzy! Śniadanie! - Z kuchni dobiegał głos Melanie Roxtone.
- Idę mamo. - Odpowiedziała dziewczyna.
Już w połowie schodów poczuła zapach jajecznicy i grzanek. W całym domu pachniało też kawą. Kiedy weszła do kuchni wszyscy już siedzieli przy stole, więc dziewczyna usiadła na swoim stałym miejscu. Mama podała jej śniadanie.
- Nie jestem głodna...  - Powiedziała dziewczyna, jakby bała się, że kobieta zacznie na nią krzyczeć.
- W porządku. To nie jedz. - Odparła mama, wzruszając lekko ramionami. Uśmiechnęła się do córki. - Jedziemy z babcią i Roxie do wujka Georga, więc wrócimy koło siedemnastej. Chcesz jechać z nami?
- Nie mam ochoty nigdzie dzisiaj jechać. - Odparła nastolatka. - Idę spać.
- Dobrze. - Mama uśmiechnęła się i pocałowała dziewczynę w czoło. - Miłych snów skarbie- powiedziała, chcąc ukryć swoje zaniepokojenie. Wiedziała, iż jej córka miewała gorsze dni, które nie powinny ją martwić. Przecież każdy czasem mógł zostać dłużej w łóżku.
- Dziękuję mamo. - Izzy uśmiechnęła się do mamy. 
To była wyjątkowo ciepła, jak na październik, niedziela. Było około dwadzieścia cztery stopnie, a słońce dobijało się do domu Izzy nawet przez zasłonięte okna. Pogoda była idealna na spacer. Jednak dziewczyna wciąż płakała zamknięta w swoim pokoju. W ręku trzymała telefon, jakby czekała aż ktoś zadzwoni. W prawdzie telefon pobrzękiwał co chwila, ale ona nie odbierała żadnego połączenia.
David zebrał się na odwagę i próbował dodzwonić się do Izzy. Ignorując wszelkie próby kontaktu ze światem oddzwoniła do niego dopiero wieczorem:
- Co chciałeś? - Spytała roztrzęsionym głosem.
- Porozmawiać... Mogę przyjechać? - Spytał David.
- Jasne wpadaj... - Odpowiedziała.
- Będę za dziesięć minut. - Powiedział z zatroskanym głosem.
Chłopak podjechał pod dom Izzy. Budynek nie był duży. W zasadzie był dużo mniejszy od domu Davida. Jednak jemu to nie przeszkadzało. Zależało mu teraz tylko na tym, by porozmawiać z przyjaciółką jego młodszej siostry. Chciał wiedzieć czy u niej wszystko w porządku i jak się czuje. Zadzwonił do drzwi, które po chwili otworzyła Roxanne i zaprowadziła chłopaka do pokoju starszej siostry.
 Pomieszczenie wydawało się nie być duże. Na wprost drzwi znajdowało się okno. Dostrzegł na parapecie rozrzucone poduszki i koc. To było ulubione miejsce Izzy, gdzie,szczególnie zimą, lubiła tam siadać i czytać książki, popijając przy tym gorącą herbatę. Davidowi od razu spodobało się przeznaczenie parapetu. Sam też w domu miał swoje ulubione miejsce, gdzie samotnie przesiadywał. Obok okna stało biurko. Leżało na nim kilka książek i jakiś zeszyt w różowej okładce. Na drugim końcu pokoju, na przeciwko biurka stało duże łóżko. Siedziała na nim Izzy. Zapłakana. Ze stertą chusteczek dookoła, owinięta w koc. David usiadł obok niej na łóżku.
- Cześć.. - Przywitał się z nią. - Jak się czujesz? - Zmartwił się.
- Hej. - Odparła, wycierając łzy. - Nie jest źle. - Dziewczyna próbowała się uśmiechnąć.
David widział ją w różnych sytuacjach. Między innymi kiedy płakała, ale po raz pierwszy widział ją w takim stanie. Przytulił ją.
- Dzwoniła do ciebie Cassie? - Spytał.
- Tak, dzwoniła... - Załamał jej się głos. - Nie odebrałam...
- Domyślam się. - Odparł, łapiąc się za brodę w charakterystyczny dla niego sposób.
- Wiesz może o co chodziło? Dlaczego ona mi to zrobiła? - Spytała szlochając.
- Nie zupełnie... - Spuścił wzrok.
- To znaczy? - W jej głosie słychać było rozpacz.
- Nie wiem wszystkiego... - Powiedział niepewnie. - Słyszałem tylko fragment rozmowy, kiedy Cassandra krzyczała na Alexa, a on powiedział coś o jakieś umowie. Potem dostał w twarz i kazałem mu się wynosić. - Odparł zdenerwowany.
- Dlaczego go uderzyłeś? - Była nieco zaskoczona jego zachowaniem.
- Bo cię skrzywdził... - Powiedział chłopak, próbując powstrzymać łzy. Bolało go cierpienie Izzy.
- Dziękuję. - Przytuliła go.
- Nie ma sprawy. - Odparł po chwili. - Chciałem z Tobą porozmawiać wczoraj wieczorem, ale uciekłaś z Cassie...
- Tak, wiem. O czym chciałeś rozmawiać? - Zapytała prawie tak pewnie, jakby wiedziała o co mu chodzi.
- Myślę, że to nie jest najlepszy moment, żeby Ci o tym mówić...
- No dobrze. - Zdziwiła się. - Może przy następnej okazji.
- W porządku. - Uśmiechnął się czule do dziewczyny.
Rozmawiali ze sobą dopóki mama Izzy nie zawołała ich na kolację.
Kiedy zeszli na dół, na stole stały już wszystkie talerze i duży półmisek kanapek. David usiadł obok Izzy, na przeciwko Roxanne. Wszyscy życzyli sobie smacznego i każdy zjadł kilka kanapek. U Davida nie jadło się w ten sposób. Nikt nie robił im kanapek. Zamawiali jedzenie z restauracji. Poza tym nie jadł nigdy kolacji w rodzinnym gronie. Jego mama nie żyła, a tata ciągle gdzieś jeździł załatwiać jakieś "ważne" sprawy. Dopóki David nie skończył osiemnastu lat zajmowała się nimi siostra ich matki, ale potem wyjechała ze swoim chłopakiem Jared'em do New Jersey. Więc zostali sami. I po dłuższym czasie nawet przyzwyczaił się do tego. 
Po kolacji David pojechał do domu. 

 Kiedy wysiadł z samochodu, śmieci po imprezie nadal walały się po podwórku. Jakoś specjalnie mu to nie przeszkadzało. Przez okno dostrzegł Cass, która sprzątała kuchnię. Wszedł do domu, po czym zwrócił się do siostry:
- Cassandro pozwól na chwilę. - Powiedział spokojnym, ale stanowczym tonem.
Dziewczyna spojrzała pytająco na brata.
- Po co się z nim umawiałaś?
- Bo... on to wszystko przekręcił!- wyznała.- To nie było tak, jak myślisz. - Powiedziała Cass, ze łzami w oczach.
- Więc jak? - Spytał David.
- Chciałam, żeby poznała nowych ludzi, z kimś się zaprzyjaźniła. Nie kazałam jej wchodzić mu do łóżka...
- Już wystarczy. - Zamachnął się, żeby ją uderzyć, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał. - Idź sobie! - Krzyknął.
- Dobrze... - Odwróciła się do brata. Wiedziała, iż David jest bardzo wybuchową osobą. Ale nigdy nie uderzył jej. Nawet nie potrafił podnieść na nią ręki, choć często miał ochotę to zrobić. -  Rozmawiałeś z Izzy?
- Tak.
- I co mówiła?
- Nic. Idź już- poprosił, nie chcąc już z nią rozmawiać. Jednak ta się nie ruszyła, więc sam opuścił pomieszczenie.
Chłopak zamknął się w swoim pokoju, a Cassie wciąż sprzątała. David prawie półtorej godziny rozmawiał z kimś przez telefon. Dziewczyna kilka razy próbowała podsłuchać o czym rozmawia, ale nie wiele usłyszała. Po skończonej rozmowie, zdenerwowany wyszedł na tyły domu. Siedział na dworze przez prawie dwie godziny. Czy ta dziewczyna nie myśli?- Wciąż złościł się na siostrę. - Mama pewnie teraz przewraca się w grobie.
Cassie nadal siedziała w pokoju, próbując dodzwonić się do przyjaciółki.

   Izzy leżąc w swoim pokoju myślała o jutrzejszym dniu w szkole. Wiedziała co ją czeka jeśli tam pójdzie, a nie miała żadnej wymówki by zostać w domu. Znała Cassandrę na tyle dobrze, że była prawie pewna tego, że wszyscy dowiedzą się o tym co zrobiła z Alex'em. Jednak na razie poza Cass, David'em, Alex'em i nią, nikt inny o tym nie wiedział. Już słyszę te plotki na mój temat w szkole... - Myślała dziewczyna. - Te głosy szepczące za moimi plecami. Te pytania ,,To prawda...?" - Tego bała się najbardziej. A jak rodzice się dowiedzą?  W końcu zasnęła, a przyjaciółka wciąż próbowała się z nią skontaktować.
    Następnego dnia Cass nie poszła do szkoły. Nie musiała tam iść, na imprezę przyszło pół miasta.Wszyscy wiedzieli jaką wspaniałą imprezę urodzinową przygotował dla niej David. Cassie chwaliła go zawsze i przy wszystkich. Uważała go za idealnego starszego brata.
     Izzy niechętnie poszła do szkoły, ale ku jej zdziwieniu, nie było żadnych plotek, ani szeptów czy pytań na temat sobotniej imprezy. Kilka osób spytało ją tylko, czy widziała Cass. Nic poza tym. Tego dnia Izzy miała wrażenie, że lekcje trwają wieczność. Czas niesamowicie jej się dłużył i wydawało jej się, że wskazówki zegara stoją w miejscu. Cudem wytrwała do ostatniej lekcji.
       Do domu wracała jak zwykle przez park. Poniedziałek nie był tak ciepły jak niedziela, jednak równie piękny. Szła dobrze znaną ścieżką. Cały teren nie był duży. Kilkanaście przecinających się dróżek. Jesienią widać było każdy jego koniec. Park znajdował się w północnej części miasta, między domem Roxtone'ów a Liceum Stanley Est High. Izzy miała najkrótszą drogę do domu i zawsze ją to cieszyło. Nie musiała czekać na autobus, ani prosić rodziców, żeby po nią przyjechali. Będąc w połowie drogi do domu, poczuła jak wibruje jej telefon w kieszeni. Nie zwróciła uwagi na to kto dzwoni i zwyczajnie odebrała:
- Słucham? - Powiedziała spokojnym tonem.
- Izzy? - Usłyszała w słuchawce znajomy głos.
- Tak... - Odpowiedziała dziewczyna.
- Z tej strony Cass, chciałam...
- Daruj sobie. - Przerwała jej dziewczyna.
- Chociaż mnie posłuchaj... Proszę- błagała.- Pięć minut... - W głosie przyjaciółki Izzy wyczuła rozpacz.
-  Dobrze. - Zgodziła się. - Mów. - Nakazała przyjaciółce.
- Nie chciałam mówić Ci tego przez telefon. Ale skoro inaczej nie mogę... Ta cała sprawa z Alex'em to jedno wielkie nie porozumienie. Nie wiem co David Ci powiedział, ale chciałam tylko, żebyś poznała kogoś nowego. Nie wiedziałam, że tyle wypijecie i... - Złamał jej się głos. - No wiesz...
- Nie przemyślałaś tego. - Stwierdziła Izzy.
- Masz rację. Na prawdę przepraszam, nie chciałam źle... - Cass próbowała jeszcze coś powiedzieć, ale Izzy się rozłączyła. Nie chcę jej fałszywych przeprosin. Niech czuje się winna. Alex też powinien... 
Jeszcze przez chwilę posiedziała na ławce. Opanowała emocje i poszła do domu. Jak zwykle o tej godzinie nikogo tam nie było. Rodzice byli w pracy, a Roxie u opiekunki. Dziewczyna zdążyła zjeść obiad, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Otworzyła. W drzwiach stał David z jakimś chłopakiem. Izzy nie przyglądała mu się jakoś specjalnie. Był wysoki i wysportowany. Miał jasne włosy i czarne oczy jak ona. To było widać na pierwszy rzut oka.
- Cześć David.  - Uśmiechnęła się do przystojnego bruneta. - Cześć...
- Sean. - Chłopak uśmiechnął się pokazując proste, białe zęby.
- Miło mi. - Wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka.
- Mnie również- odparł, uśmiechając się szerzej.
- Możemy wejść? - Spytał David. - Trochę tu zimno.
- No pewnie zapraszam. - Dziewczyna otworzyła szerzej drzwi, a koledzy weszli do środka. - Zrobić wam coś do picia? - Zapytała.
- Ja poproszę kawę, taką jak zawsze. - Zażartował David.
- A ja herbatę. - Uśmiechnął się Sean.
- Już się robi. - Powiedziała wesoło Izz. - Siadajcie.
Po kilku minutach chłopcy dostali napoje. Izzy jak zwykle piła gorącą czekoladę.
- Co tu robisz Sean? Nie widziałam cię wcześniej w Rosswood. - Izzy rozpoczęła rozmowę.
- Przeprowadziliśmy się z ciotką przedwczoraj. Mieszkam nie daleko Davida. To on postanowił pokazać mi miasto i najpiękniejsze dziewczyny. - Uśmiechnął się do Izzy. Miał w oku błysk. Pewną tajemnice, która intrygowała dziewczynę. Tak na prawdę dopiero teraz przyjrzała mu się bliżej. Miał ciemne usta i dorosłą twarz, przez co nie wyglądał jak inni chłopcy z Rosswood, których znała. Wydawał się być od nich starszy. Miał odciski na rękach, a Izz domyśliła się, że dużo musiał pracować. Zastanawiała ją  jedna rzecz, dlaczego przeprowadził się tutaj z ciotką, a nie z rodzicami... Ale nie miała odwagi go o to spytać.
- Co robisz w piątek? - Spytał David. Zabrzmiało to trochę, jakby chciał zaprosić ją na randkę.
Dziewczyna trochę zdezorientowana pytaniem, odparła, że nie ma planów na weekend.
- To świetnie. - Ucieszyli się obaj. - Przyjdziemy po ciebie około osiemnastej i pójdziemy do mnie- zaproponował David.
- Super. Tylko... - Izzy bała się dokończyć zdania..
- Nie przejmuj się, Cass nie będzie w domu. - Zapewnił David.
- No dobrze. - Odparła niepewnie. Wciąż patrzyła w oczy Seanowi. Czuła się niesamowitego. Ciepło rozprzestrzeniło się jej w środku, a serce przyspieszyło swoje bicie. Z jej twarzy nie schodził uśmiech. Seanowi również. Wpatrywali się w siebie czarnymi oczami i uśmiechali się do siebie w taki sposób, jakby już od dawna byli parą...
- Chyba będziemy się już zbierać. - David przerwał ciszę.
- Dobry pomysł. - Powiedział Sean.
- Też tak myślę. - Potwierdziła Izzy. Oprowadziła chłopców do drzwi. Serce wciąż jej waliło, a w głowie miała tylko jedną myśl: Sean.
        Następne cztery dni zleciały jej bardzo szybko. Cass pojawiła się w szkole dopiero w środę. Próbowała rozmawiać z Izzy na każdym kroku, jednak ta unikała jej kiedy tylko było to możliwe. W piątek została zmuszona do rozmowy z Cass. Jednak nie była z tego powodu zadowolona i przyjaciółka widząc to, po prostu sobie odpuściła. Po szkole Izzy przygotowywała się na spotkanie z chłopcami. Myślała, że oprócz niej, Davida i Seana będzie jeszcze kilka osób, bo niby po co mieliby zapraszać tylko ją?
Około osiemnastej rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, a dziewczyna zbiegła na dół. Chłopcy czekali na nią chwilę, a potem wszyscy razem poszli do domu Ravel'ów.
   Teraz dom wyglądał zupełnie inaczej niż w sobotę. David posprzątał podwórko. Było czysto i schludnie. Wszystkie dekoracje, znajdujące się w sobotę na zewnątrz, również zostały schowane. Dom wyglądał zupełnie normalnie. Z tą jedną małą różnicą, że było cicho. Cass nie stała w drzwiach czekając na przyjaciółkę, z jej pokoju nie dobiegały dźwięki żadnej muzyki. Nie było jej. David powiedział o tym Izzy, ale myślała, że mówi tak tylko po to, żeby przyszła. Myślała, że to był pomysł Cass, żeby ją ściągnąć do domu Ravel'ów. Jednak dom rzeczywiście był pusty.
    Kiedy weszli do środka w powietrzu unosił się zapach lawendy. Cassandra ją uwielbiała, podobnie zresztą jak Izzy. Na stole w salonie stało ciasto. Wszystko wyglądało perfekcyjnie czysto. Nie można się  było dziwić, skoro Cass sprzątała dom przez trzy dni po imprezie.
- Kiedy Cass przyjdzie? - Zapytała podejrzliwie Izzy.
- Nie będzie jej. Przez najbliższe dwa tygodnie będzie u taty. Teraz jest gdzieś we Francji. - Poinformował ją David.
- Dlaczego? - Zdziwiła się Izzy. Cass nienawidziła ojca za to, że nigdy go nie było. Za to, że uważał, że przesyłając im pieniądze co miesiąc załatwi sprawę swojej nieobecności w ich życiu.
- Pojechała do niego, żeby mu się wytłumaczyć z tego, co ci zrobiła. Nie będę jej pilnował przez całe życie- powiedział chłopak, a smutek na nowo rozpalił jego ciało. Po części czuł się winny wyczynu swojej siostry.- Skończyła już szesnaście lat i powinna trochę dorosnąć. - David powiedział to z taką złością w głosie, jakby Izzy była dla niego najważniejsza.
- Ale to twoja siostra... - Zmartwiła się Izzy. - To prawda zachowała się głupio. Nie powinna nawet próbować mnie z nim poznać, ale przeprosiła mnie...
- Rozmawiałaś z nią?! - Zdziwił się chłopak.
- No tak.. - Opowiedziała. - Zadzwoniła, więc odebrałam. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Rozłączyłam się...
- Kiedy do Ciebie dzwoniła? - Spytał podenerwowany David.
- W poniedziałek po szkole. - Odparła.
- Czyli pewnie chciała ci powiedzieć, że jedzie do ojca. Wiedziała już o tym rano...
- Pewnie tak.- Dziewczyna poczuła złość. - Dobrze, że jest u ojca. - Dodała.
  Sean przyglądał im się z kanapy w salonie. Nie słyszał o czym rozmawiają, ale wiedział, że to ważne, dlatego nie chciał się wtrącać. Właściwie Izzy nie rozumiała po co ją zaprosili. Cały czas rozmawiali. Po dwudziestej drugiej David zaproponował, że odwiezie Izzy do domu. Dziewczyna zgodziła się i po piętnastu minutach byli już pod domem Roxtone'ów. Przytuliła chłopaka na pożegnanie i wysiadła z samochodu. W tym momencie do Davida zadzwonił telefon.
- Witaj David. - Odezwał się męski głos w słuchawce.
- Cześć tato. - W głosie chłopaka brzmiał strach.
- Za kilka dni przyjedzie do ciebie ciotka Hana. Mam nadzieję, że nie będę musiał się za ciebie wstydzić. - Robert Ravel mówił powoli i spokojnie, a syn uważnie słuchał.
- Nie będziesz musiał się za mnie wstydzić. - Zapewnił David. - Co innego z Cassandrą... - Zatrzymał się nie wiedząc czy dziewczyna już powiedziała ojcu o całym zdarzeniu, czy dopiero ma zamiar.
- Wiem, że nie jet święta. Tak jak wasza matka. - Powiedział Robert.
- Mamy do tego nie mieszaj. - Zaprotestował David. - Ona nie jest jak mama. Jest taka jak ty. - Nie był pewny reakcji ojca. Zawsze się go bał. Głównie dlatego, że prawie go nie znał, przerażał go jego spokój.
- Nie znałeś matki, więc nie wiesz jaka była. - W głosie ojca było słychać smutek, ale i jednocześnie złość.
- Może i nie.. - Odparł David. - Ale to ty nie jesteś święty. Może zamiast wysyłać do nas ciotkę, sam mógłbyś się kiedyś pofatygować i zobaczyć swoje dzieci. - Mówił David, nie ukrywając swoje niezadowolenie. Tak na prawdę on też nienawidził ojca, ale nigdy się do tego nie przyznał.
- Wiem, że macie mi za złe, że nigdy mnie nie ma... - Złamał mu się głos.- Wybacz, muszę kończyć.
- Do widzenia tato.
- Żegnaj synu.
David nie rozumiał, dlaczego ojciec powiedział "żegnaj" nigdy tak nie mówił. Raz na pogrzebie matki, ale David miał wtedy osiem lat, więc nie wiele pamiętał.
Izzy widziała, że David dość długo stoi pod jej domem. Chciała wyjść i zapytać czy coś się stało, ale chłopak w tym momencie odjechał. 
W głowie szumiały mu słowa ojca. Żegnaj synu... Co to miało znaczyć?! 
Davidowi przez myśl przeszło, że ojciec może umrzeć... Ale szybko odpędził to od siebie. Nie umiał sobie tego wyobrazić...
Kiedy przyjechał do domu od razu poszedł spać, nic go już nie obchodziło. Zasnął z myślą, że jutro zobaczy się z Izzy... Nie myślał już o ojcu, ani o siostrze. W głowie miał tylko Izzy.