wtorek, 20 stycznia 2015

Rozdział 2

Cały następny dzień David chodził po mieście. Kilka razy był pod domem Izzy, ale nie odważył się wejść i o wszystkim jej opowiedzieć. Bał się tego.. Cholera! Dlaczego Cass jest taka głupia? Rozmyślał paląc papierosa. Co jej uderzyło do głowy? Co ona sobie myślała, przecież wie jak jest...
W tym samym czasie, dom Izzy: 
- Izzy! Śniadanie! - Z kuchni dobiegał głos Melanie Roxtone.
- Idę mamo. - Odpowiedziała dziewczyna.
Już w połowie schodów poczuła zapach jajecznicy i grzanek. W całym domu pachniało też kawą. Kiedy weszła do kuchni wszyscy już siedzieli przy stole, więc dziewczyna usiadła na swoim stałym miejscu. Mama podała jej śniadanie.
- Nie jestem głodna...  - Powiedziała dziewczyna, jakby bała się, że kobieta zacznie na nią krzyczeć.
- W porządku. To nie jedz. - Odparła mama, wzruszając lekko ramionami. Uśmiechnęła się do córki. - Jedziemy z babcią i Roxie do wujka Georga, więc wrócimy koło siedemnastej. Chcesz jechać z nami?
- Nie mam ochoty nigdzie dzisiaj jechać. - Odparła nastolatka. - Idę spać.
- Dobrze. - Mama uśmiechnęła się i pocałowała dziewczynę w czoło. - Miłych snów skarbie- powiedziała, chcąc ukryć swoje zaniepokojenie. Wiedziała, iż jej córka miewała gorsze dni, które nie powinny ją martwić. Przecież każdy czasem mógł zostać dłużej w łóżku.
- Dziękuję mamo. - Izzy uśmiechnęła się do mamy. 
To była wyjątkowo ciepła, jak na październik, niedziela. Było około dwadzieścia cztery stopnie, a słońce dobijało się do domu Izzy nawet przez zasłonięte okna. Pogoda była idealna na spacer. Jednak dziewczyna wciąż płakała zamknięta w swoim pokoju. W ręku trzymała telefon, jakby czekała aż ktoś zadzwoni. W prawdzie telefon pobrzękiwał co chwila, ale ona nie odbierała żadnego połączenia.
David zebrał się na odwagę i próbował dodzwonić się do Izzy. Ignorując wszelkie próby kontaktu ze światem oddzwoniła do niego dopiero wieczorem:
- Co chciałeś? - Spytała roztrzęsionym głosem.
- Porozmawiać... Mogę przyjechać? - Spytał David.
- Jasne wpadaj... - Odpowiedziała.
- Będę za dziesięć minut. - Powiedział z zatroskanym głosem.
Chłopak podjechał pod dom Izzy. Budynek nie był duży. W zasadzie był dużo mniejszy od domu Davida. Jednak jemu to nie przeszkadzało. Zależało mu teraz tylko na tym, by porozmawiać z przyjaciółką jego młodszej siostry. Chciał wiedzieć czy u niej wszystko w porządku i jak się czuje. Zadzwonił do drzwi, które po chwili otworzyła Roxanne i zaprowadziła chłopaka do pokoju starszej siostry.
 Pomieszczenie wydawało się nie być duże. Na wprost drzwi znajdowało się okno. Dostrzegł na parapecie rozrzucone poduszki i koc. To było ulubione miejsce Izzy, gdzie,szczególnie zimą, lubiła tam siadać i czytać książki, popijając przy tym gorącą herbatę. Davidowi od razu spodobało się przeznaczenie parapetu. Sam też w domu miał swoje ulubione miejsce, gdzie samotnie przesiadywał. Obok okna stało biurko. Leżało na nim kilka książek i jakiś zeszyt w różowej okładce. Na drugim końcu pokoju, na przeciwko biurka stało duże łóżko. Siedziała na nim Izzy. Zapłakana. Ze stertą chusteczek dookoła, owinięta w koc. David usiadł obok niej na łóżku.
- Cześć.. - Przywitał się z nią. - Jak się czujesz? - Zmartwił się.
- Hej. - Odparła, wycierając łzy. - Nie jest źle. - Dziewczyna próbowała się uśmiechnąć.
David widział ją w różnych sytuacjach. Między innymi kiedy płakała, ale po raz pierwszy widział ją w takim stanie. Przytulił ją.
- Dzwoniła do ciebie Cassie? - Spytał.
- Tak, dzwoniła... - Załamał jej się głos. - Nie odebrałam...
- Domyślam się. - Odparł, łapiąc się za brodę w charakterystyczny dla niego sposób.
- Wiesz może o co chodziło? Dlaczego ona mi to zrobiła? - Spytała szlochając.
- Nie zupełnie... - Spuścił wzrok.
- To znaczy? - W jej głosie słychać było rozpacz.
- Nie wiem wszystkiego... - Powiedział niepewnie. - Słyszałem tylko fragment rozmowy, kiedy Cassandra krzyczała na Alexa, a on powiedział coś o jakieś umowie. Potem dostał w twarz i kazałem mu się wynosić. - Odparł zdenerwowany.
- Dlaczego go uderzyłeś? - Była nieco zaskoczona jego zachowaniem.
- Bo cię skrzywdził... - Powiedział chłopak, próbując powstrzymać łzy. Bolało go cierpienie Izzy.
- Dziękuję. - Przytuliła go.
- Nie ma sprawy. - Odparł po chwili. - Chciałem z Tobą porozmawiać wczoraj wieczorem, ale uciekłaś z Cassie...
- Tak, wiem. O czym chciałeś rozmawiać? - Zapytała prawie tak pewnie, jakby wiedziała o co mu chodzi.
- Myślę, że to nie jest najlepszy moment, żeby Ci o tym mówić...
- No dobrze. - Zdziwiła się. - Może przy następnej okazji.
- W porządku. - Uśmiechnął się czule do dziewczyny.
Rozmawiali ze sobą dopóki mama Izzy nie zawołała ich na kolację.
Kiedy zeszli na dół, na stole stały już wszystkie talerze i duży półmisek kanapek. David usiadł obok Izzy, na przeciwko Roxanne. Wszyscy życzyli sobie smacznego i każdy zjadł kilka kanapek. U Davida nie jadło się w ten sposób. Nikt nie robił im kanapek. Zamawiali jedzenie z restauracji. Poza tym nie jadł nigdy kolacji w rodzinnym gronie. Jego mama nie żyła, a tata ciągle gdzieś jeździł załatwiać jakieś "ważne" sprawy. Dopóki David nie skończył osiemnastu lat zajmowała się nimi siostra ich matki, ale potem wyjechała ze swoim chłopakiem Jared'em do New Jersey. Więc zostali sami. I po dłuższym czasie nawet przyzwyczaił się do tego. 
Po kolacji David pojechał do domu. 

 Kiedy wysiadł z samochodu, śmieci po imprezie nadal walały się po podwórku. Jakoś specjalnie mu to nie przeszkadzało. Przez okno dostrzegł Cass, która sprzątała kuchnię. Wszedł do domu, po czym zwrócił się do siostry:
- Cassandro pozwól na chwilę. - Powiedział spokojnym, ale stanowczym tonem.
Dziewczyna spojrzała pytająco na brata.
- Po co się z nim umawiałaś?
- Bo... on to wszystko przekręcił!- wyznała.- To nie było tak, jak myślisz. - Powiedziała Cass, ze łzami w oczach.
- Więc jak? - Spytał David.
- Chciałam, żeby poznała nowych ludzi, z kimś się zaprzyjaźniła. Nie kazałam jej wchodzić mu do łóżka...
- Już wystarczy. - Zamachnął się, żeby ją uderzyć, jednak w ostatniej chwili się powstrzymał. - Idź sobie! - Krzyknął.
- Dobrze... - Odwróciła się do brata. Wiedziała, iż David jest bardzo wybuchową osobą. Ale nigdy nie uderzył jej. Nawet nie potrafił podnieść na nią ręki, choć często miał ochotę to zrobić. -  Rozmawiałeś z Izzy?
- Tak.
- I co mówiła?
- Nic. Idź już- poprosił, nie chcąc już z nią rozmawiać. Jednak ta się nie ruszyła, więc sam opuścił pomieszczenie.
Chłopak zamknął się w swoim pokoju, a Cassie wciąż sprzątała. David prawie półtorej godziny rozmawiał z kimś przez telefon. Dziewczyna kilka razy próbowała podsłuchać o czym rozmawia, ale nie wiele usłyszała. Po skończonej rozmowie, zdenerwowany wyszedł na tyły domu. Siedział na dworze przez prawie dwie godziny. Czy ta dziewczyna nie myśli?- Wciąż złościł się na siostrę. - Mama pewnie teraz przewraca się w grobie.
Cassie nadal siedziała w pokoju, próbując dodzwonić się do przyjaciółki.

   Izzy leżąc w swoim pokoju myślała o jutrzejszym dniu w szkole. Wiedziała co ją czeka jeśli tam pójdzie, a nie miała żadnej wymówki by zostać w domu. Znała Cassandrę na tyle dobrze, że była prawie pewna tego, że wszyscy dowiedzą się o tym co zrobiła z Alex'em. Jednak na razie poza Cass, David'em, Alex'em i nią, nikt inny o tym nie wiedział. Już słyszę te plotki na mój temat w szkole... - Myślała dziewczyna. - Te głosy szepczące za moimi plecami. Te pytania ,,To prawda...?" - Tego bała się najbardziej. A jak rodzice się dowiedzą?  W końcu zasnęła, a przyjaciółka wciąż próbowała się z nią skontaktować.
    Następnego dnia Cass nie poszła do szkoły. Nie musiała tam iść, na imprezę przyszło pół miasta.Wszyscy wiedzieli jaką wspaniałą imprezę urodzinową przygotował dla niej David. Cassie chwaliła go zawsze i przy wszystkich. Uważała go za idealnego starszego brata.
     Izzy niechętnie poszła do szkoły, ale ku jej zdziwieniu, nie było żadnych plotek, ani szeptów czy pytań na temat sobotniej imprezy. Kilka osób spytało ją tylko, czy widziała Cass. Nic poza tym. Tego dnia Izzy miała wrażenie, że lekcje trwają wieczność. Czas niesamowicie jej się dłużył i wydawało jej się, że wskazówki zegara stoją w miejscu. Cudem wytrwała do ostatniej lekcji.
       Do domu wracała jak zwykle przez park. Poniedziałek nie był tak ciepły jak niedziela, jednak równie piękny. Szła dobrze znaną ścieżką. Cały teren nie był duży. Kilkanaście przecinających się dróżek. Jesienią widać było każdy jego koniec. Park znajdował się w północnej części miasta, między domem Roxtone'ów a Liceum Stanley Est High. Izzy miała najkrótszą drogę do domu i zawsze ją to cieszyło. Nie musiała czekać na autobus, ani prosić rodziców, żeby po nią przyjechali. Będąc w połowie drogi do domu, poczuła jak wibruje jej telefon w kieszeni. Nie zwróciła uwagi na to kto dzwoni i zwyczajnie odebrała:
- Słucham? - Powiedziała spokojnym tonem.
- Izzy? - Usłyszała w słuchawce znajomy głos.
- Tak... - Odpowiedziała dziewczyna.
- Z tej strony Cass, chciałam...
- Daruj sobie. - Przerwała jej dziewczyna.
- Chociaż mnie posłuchaj... Proszę- błagała.- Pięć minut... - W głosie przyjaciółki Izzy wyczuła rozpacz.
-  Dobrze. - Zgodziła się. - Mów. - Nakazała przyjaciółce.
- Nie chciałam mówić Ci tego przez telefon. Ale skoro inaczej nie mogę... Ta cała sprawa z Alex'em to jedno wielkie nie porozumienie. Nie wiem co David Ci powiedział, ale chciałam tylko, żebyś poznała kogoś nowego. Nie wiedziałam, że tyle wypijecie i... - Złamał jej się głos. - No wiesz...
- Nie przemyślałaś tego. - Stwierdziła Izzy.
- Masz rację. Na prawdę przepraszam, nie chciałam źle... - Cass próbowała jeszcze coś powiedzieć, ale Izzy się rozłączyła. Nie chcę jej fałszywych przeprosin. Niech czuje się winna. Alex też powinien... 
Jeszcze przez chwilę posiedziała na ławce. Opanowała emocje i poszła do domu. Jak zwykle o tej godzinie nikogo tam nie było. Rodzice byli w pracy, a Roxie u opiekunki. Dziewczyna zdążyła zjeść obiad, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Otworzyła. W drzwiach stał David z jakimś chłopakiem. Izzy nie przyglądała mu się jakoś specjalnie. Był wysoki i wysportowany. Miał jasne włosy i czarne oczy jak ona. To było widać na pierwszy rzut oka.
- Cześć David.  - Uśmiechnęła się do przystojnego bruneta. - Cześć...
- Sean. - Chłopak uśmiechnął się pokazując proste, białe zęby.
- Miło mi. - Wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka.
- Mnie również- odparł, uśmiechając się szerzej.
- Możemy wejść? - Spytał David. - Trochę tu zimno.
- No pewnie zapraszam. - Dziewczyna otworzyła szerzej drzwi, a koledzy weszli do środka. - Zrobić wam coś do picia? - Zapytała.
- Ja poproszę kawę, taką jak zawsze. - Zażartował David.
- A ja herbatę. - Uśmiechnął się Sean.
- Już się robi. - Powiedziała wesoło Izz. - Siadajcie.
Po kilku minutach chłopcy dostali napoje. Izzy jak zwykle piła gorącą czekoladę.
- Co tu robisz Sean? Nie widziałam cię wcześniej w Rosswood. - Izzy rozpoczęła rozmowę.
- Przeprowadziliśmy się z ciotką przedwczoraj. Mieszkam nie daleko Davida. To on postanowił pokazać mi miasto i najpiękniejsze dziewczyny. - Uśmiechnął się do Izzy. Miał w oku błysk. Pewną tajemnice, która intrygowała dziewczynę. Tak na prawdę dopiero teraz przyjrzała mu się bliżej. Miał ciemne usta i dorosłą twarz, przez co nie wyglądał jak inni chłopcy z Rosswood, których znała. Wydawał się być od nich starszy. Miał odciski na rękach, a Izz domyśliła się, że dużo musiał pracować. Zastanawiała ją  jedna rzecz, dlaczego przeprowadził się tutaj z ciotką, a nie z rodzicami... Ale nie miała odwagi go o to spytać.
- Co robisz w piątek? - Spytał David. Zabrzmiało to trochę, jakby chciał zaprosić ją na randkę.
Dziewczyna trochę zdezorientowana pytaniem, odparła, że nie ma planów na weekend.
- To świetnie. - Ucieszyli się obaj. - Przyjdziemy po ciebie około osiemnastej i pójdziemy do mnie- zaproponował David.
- Super. Tylko... - Izzy bała się dokończyć zdania..
- Nie przejmuj się, Cass nie będzie w domu. - Zapewnił David.
- No dobrze. - Odparła niepewnie. Wciąż patrzyła w oczy Seanowi. Czuła się niesamowitego. Ciepło rozprzestrzeniło się jej w środku, a serce przyspieszyło swoje bicie. Z jej twarzy nie schodził uśmiech. Seanowi również. Wpatrywali się w siebie czarnymi oczami i uśmiechali się do siebie w taki sposób, jakby już od dawna byli parą...
- Chyba będziemy się już zbierać. - David przerwał ciszę.
- Dobry pomysł. - Powiedział Sean.
- Też tak myślę. - Potwierdziła Izzy. Oprowadziła chłopców do drzwi. Serce wciąż jej waliło, a w głowie miała tylko jedną myśl: Sean.
        Następne cztery dni zleciały jej bardzo szybko. Cass pojawiła się w szkole dopiero w środę. Próbowała rozmawiać z Izzy na każdym kroku, jednak ta unikała jej kiedy tylko było to możliwe. W piątek została zmuszona do rozmowy z Cass. Jednak nie była z tego powodu zadowolona i przyjaciółka widząc to, po prostu sobie odpuściła. Po szkole Izzy przygotowywała się na spotkanie z chłopcami. Myślała, że oprócz niej, Davida i Seana będzie jeszcze kilka osób, bo niby po co mieliby zapraszać tylko ją?
Około osiemnastej rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, a dziewczyna zbiegła na dół. Chłopcy czekali na nią chwilę, a potem wszyscy razem poszli do domu Ravel'ów.
   Teraz dom wyglądał zupełnie inaczej niż w sobotę. David posprzątał podwórko. Było czysto i schludnie. Wszystkie dekoracje, znajdujące się w sobotę na zewnątrz, również zostały schowane. Dom wyglądał zupełnie normalnie. Z tą jedną małą różnicą, że było cicho. Cass nie stała w drzwiach czekając na przyjaciółkę, z jej pokoju nie dobiegały dźwięki żadnej muzyki. Nie było jej. David powiedział o tym Izzy, ale myślała, że mówi tak tylko po to, żeby przyszła. Myślała, że to był pomysł Cass, żeby ją ściągnąć do domu Ravel'ów. Jednak dom rzeczywiście był pusty.
    Kiedy weszli do środka w powietrzu unosił się zapach lawendy. Cassandra ją uwielbiała, podobnie zresztą jak Izzy. Na stole w salonie stało ciasto. Wszystko wyglądało perfekcyjnie czysto. Nie można się  było dziwić, skoro Cass sprzątała dom przez trzy dni po imprezie.
- Kiedy Cass przyjdzie? - Zapytała podejrzliwie Izzy.
- Nie będzie jej. Przez najbliższe dwa tygodnie będzie u taty. Teraz jest gdzieś we Francji. - Poinformował ją David.
- Dlaczego? - Zdziwiła się Izzy. Cass nienawidziła ojca za to, że nigdy go nie było. Za to, że uważał, że przesyłając im pieniądze co miesiąc załatwi sprawę swojej nieobecności w ich życiu.
- Pojechała do niego, żeby mu się wytłumaczyć z tego, co ci zrobiła. Nie będę jej pilnował przez całe życie- powiedział chłopak, a smutek na nowo rozpalił jego ciało. Po części czuł się winny wyczynu swojej siostry.- Skończyła już szesnaście lat i powinna trochę dorosnąć. - David powiedział to z taką złością w głosie, jakby Izzy była dla niego najważniejsza.
- Ale to twoja siostra... - Zmartwiła się Izzy. - To prawda zachowała się głupio. Nie powinna nawet próbować mnie z nim poznać, ale przeprosiła mnie...
- Rozmawiałaś z nią?! - Zdziwił się chłopak.
- No tak.. - Opowiedziała. - Zadzwoniła, więc odebrałam. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Rozłączyłam się...
- Kiedy do Ciebie dzwoniła? - Spytał podenerwowany David.
- W poniedziałek po szkole. - Odparła.
- Czyli pewnie chciała ci powiedzieć, że jedzie do ojca. Wiedziała już o tym rano...
- Pewnie tak.- Dziewczyna poczuła złość. - Dobrze, że jest u ojca. - Dodała.
  Sean przyglądał im się z kanapy w salonie. Nie słyszał o czym rozmawiają, ale wiedział, że to ważne, dlatego nie chciał się wtrącać. Właściwie Izzy nie rozumiała po co ją zaprosili. Cały czas rozmawiali. Po dwudziestej drugiej David zaproponował, że odwiezie Izzy do domu. Dziewczyna zgodziła się i po piętnastu minutach byli już pod domem Roxtone'ów. Przytuliła chłopaka na pożegnanie i wysiadła z samochodu. W tym momencie do Davida zadzwonił telefon.
- Witaj David. - Odezwał się męski głos w słuchawce.
- Cześć tato. - W głosie chłopaka brzmiał strach.
- Za kilka dni przyjedzie do ciebie ciotka Hana. Mam nadzieję, że nie będę musiał się za ciebie wstydzić. - Robert Ravel mówił powoli i spokojnie, a syn uważnie słuchał.
- Nie będziesz musiał się za mnie wstydzić. - Zapewnił David. - Co innego z Cassandrą... - Zatrzymał się nie wiedząc czy dziewczyna już powiedziała ojcu o całym zdarzeniu, czy dopiero ma zamiar.
- Wiem, że nie jet święta. Tak jak wasza matka. - Powiedział Robert.
- Mamy do tego nie mieszaj. - Zaprotestował David. - Ona nie jest jak mama. Jest taka jak ty. - Nie był pewny reakcji ojca. Zawsze się go bał. Głównie dlatego, że prawie go nie znał, przerażał go jego spokój.
- Nie znałeś matki, więc nie wiesz jaka była. - W głosie ojca było słychać smutek, ale i jednocześnie złość.
- Może i nie.. - Odparł David. - Ale to ty nie jesteś święty. Może zamiast wysyłać do nas ciotkę, sam mógłbyś się kiedyś pofatygować i zobaczyć swoje dzieci. - Mówił David, nie ukrywając swoje niezadowolenie. Tak na prawdę on też nienawidził ojca, ale nigdy się do tego nie przyznał.
- Wiem, że macie mi za złe, że nigdy mnie nie ma... - Złamał mu się głos.- Wybacz, muszę kończyć.
- Do widzenia tato.
- Żegnaj synu.
David nie rozumiał, dlaczego ojciec powiedział "żegnaj" nigdy tak nie mówił. Raz na pogrzebie matki, ale David miał wtedy osiem lat, więc nie wiele pamiętał.
Izzy widziała, że David dość długo stoi pod jej domem. Chciała wyjść i zapytać czy coś się stało, ale chłopak w tym momencie odjechał. 
W głowie szumiały mu słowa ojca. Żegnaj synu... Co to miało znaczyć?! 
Davidowi przez myśl przeszło, że ojciec może umrzeć... Ale szybko odpędził to od siebie. Nie umiał sobie tego wyobrazić...
Kiedy przyjechał do domu od razu poszedł spać, nic go już nie obchodziło. Zasnął z myślą, że jutro zobaczy się z Izzy... Nie myślał już o ojcu, ani o siostrze. W głowie miał tylko Izzy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz